wtorek, 23 czerwca 2015

Od Djabriela do Serafiny

Uśmiechnąłem się lekko.- Nic mi nie jest, lekko zarzuciło na łopatki.- Podałem wilczycy szklankę z wodą.Nie chciałem aby martwiła się o mnie, starego byka.
Nadal utrzymywałem uśmiech pomimo tego co usłyszałem. Niektórzy już od urodzenia mają nakreślone dalsze życie. Współczułem młodej, zwykły przypadek jej narodzin a określił całe jej życie, bez możliwości powrotu do normalnego.
-Rozumiem że.. Nie masz wyboru?- Zadałem pytanie cicho.- Na twoim miejscu ... Nie byłbym szczęśliwy.Buntowałbym się..- Dodałem smutno i westchnąłem. Sięgnąłem po drugą szklankę i sam nalałem sobie herbaty. Usiadłem obok niej i popatrzyłem pusto w ścianę.
-Współczuje ci. Nie możesz żyć jak normalna osoba- żyć chwilą, zakochiwać się i cierpieć przez błąchostki......-
Zamknąłem oczy.-
Mruknąłem cicho.- Przestańcie matki płakać nad zwłokami swych dzieci, gdyż one powrócą jako zwiastuny waszej śmierci.- Dodałem na końcu, mówiąc to oczywiście już z pamięci.
Był to wers zaklęcia jakie słyszałem od zabójcy mego syna.
Zmieszałem się jednak i wstałem.
-Wybacz, pewnie sama jesteś świadoma powagi swego życia.. Nie powinienem ci tak o tym gadać.- Przetarłem kark i odwróciłem się do niej plecami.

(Serafina?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz