sobota, 28 lutego 2015

Od Yoshidy

Szłam przez las. Bez konkretnego celu, bez konkretnej przyczyny oraz bez konkretnego sensu. Po prostu szłam i szłam. Głowę miałam spuszczoną nisko, nie patrząc w przód, ani tym bardziej dokąd zmierzam. Liczyło się tylko jedno... znaleźć nowy dom. Lecz dlaczego słowo dom ma dla mnie takie puste znaczenie? Jednak dręczyło mnie bardziej inne pytanie. Dlaczego nie mogę znaleźć swojego miejsca na Ziemi nie bojąc się już odrzucenia i szyderstwa ze strony innych? Prawda jest tuż przede mną, ale ja sama nie chcę jej wziąć do swojego serca. Ani też o niej myśleć. Jestem samotna... i tak już zostanie. Może pora się pogodzić z tą prawdą, a nie ślepo żyć tym, że jestem w ogóle komuś potrzebna? Ponieważ jestem słaba w każdym calu i dobrze wiem o tym, że jak będę sobie to wmawiać to tak będę traktowana przez samą siebie. Jako słabego i bezwartościowego śmiecia. Życie to nie bajka, lecz walka o przetrwanie do następnego dnia. Krew, chaos, zniszczenie i wojna. Żelazna podpora tego marnego świata. Westchnęłam głęboko i szłam dalej, beznamiętnie wpatrując się w swoje łapy.
- Jestem do niczego - mruknęłam do siebie pod nosem. - Nic nie potrafię zrobić dobrze. Zawsze wszystko musi się tak walić. Jestem słaba i zawsze tak już pozostanie.
- Jeśli będziesz sobie to wmawiać to bez wątpienia się nic nie zmieni.
Zaraz spojrzałam w stronę, z której doszedł mnie czyjś tajemniczy głos. Ujrzałam dość młodo wyglądającą waderę o dumnej postawie i mądrym spojrzeniu. I jak przed kimś takim mam niby się nie bać?
- Przepraszam, ale czy my się znamy? - spytałam dość sceptycznie.
- Ależ oczywiście, że nie - odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie. - Biorąc pod uwagę to, że jest to mój teren, nie jesteś stąd, czyż nie?
- T-twój t-ter-ren? - wykrztusiłam i zamarłam w miejscu.
- Chyba powiedziałam to dość wyraźnie.
- A-ach, przepraszam! Ja tu tylko przejściowo! Zaraz mnie pójdę, obiecuję!
- Dokąd Ci się tak spieszy?
- Tak właściwie... to nie wiem.
- Hmm? Chcesz mi powiedzieć, że idziesz już taki długi okres i nie wiesz dokąd? Sądząc po Twoim stanie, to dość długo to Ci zajęło. Masz jakiś konkretny cel swojej wędrówki? Jeśli tak, powiedz. Powiem Ci, którędy możesz trafić do obranego celu. Tak się składa, że znam tą część lasu doskonale.
- Chodzi o to, że... - przerwałam.
- Że...?
- Że nie mam żadnego celu.
Dała mi jednoznaczne spojrzenie tym samym mówiąc, żebym nieco bardziej objaśniła.
- Nie mam konkretnego celu, gdyż nawet go nie było od samego początku mojej bezsensownej tułaczki.
- Czyli że nie masz się gdzie podziać.
- Dokładnie - westchnęłam.
- Czemu od razu nie powiedziałaś.
- Bo byłam pewne, że będzie Cię to tyle obchodzić co zeszłoroczny śnieg.
- Dlaczego tak mówisz? Nie wiesz, że nie osądza się książki po okładce? - odrzekła wyraźnie sfrustrowana.
- Wybacz mi najmocniej, ale przyzwyczaiłam się do tego, że wszyscy mnie dyskryminują, wcześniej mnie nawet nie poznając.
Teraz to była jej kolej by westchnąć.
- Nie będę Cię do niczego zmuszać i zapytam tylko raz. Jaki jest sens tego, że chodzisz narażając swoje życie na dość wczesny zgon? Mamy tylko jeden żywot, by spełniać to do czego nas powołano. Nikt nie rodzi się bez celu, ponieważ każdy go posiada, a ty jak będziesz chodzić w kółko i wmawiać sobie, że nic Ci się nie uda, nie osiągniesz dużo. Więc tak, skończysz użalać się nad sobą i zaakceptujesz moją ofertę proponowanej pomocy i schronienia do czasu znalezienia prawdziwiej Ciebie czy też wolisz chodzić tak w nieskończoność?
Stałam cicho i dogłębnie przyswajałam do siebie jej słowa. Długo milczałam, ale w końcu uniosłam głowę i patrząc jej prosto w oczy, odrzekłam pewnie i stanowczo:
- Pójdę za Tobą...
Po chwili delikatnie się uśmiechnęła do mnie.
- Nazywam się Delila Devialin Demon. I jestem Alfą watahy wilków Czarnego Pyłu.
- Moje imię brzmi Yoshida... Yoshida "Amaterasu" Mizu.
Patrzyła na mnie przez chwilę jakby zaskoczona, ale zaraz znów się delikatnie uśmiechnęła
- Miło mi. Witaj w nowym domu.
Potem oprowadziła mnie po nowej watasze i przedstawiła kilku wilkom napotkanym po drodze. Dość szybko się zaaklimatyzowałam. Później Alfa musiała mnie opuścić mówiąc, że ma coś innego na głowie. Ja zatem czas jeszcze pochodziłam, siadając nad jakimś jeziorem. Była noc, a konkretnie już jakaś północ, gdyż księżyc zalśnił w całej okazałości, a gwiazdy chylił się ku niebu ukazując ich piękno na rozgwieżdżonym niebie. Nie zdałam sobie sprawy, że ktoś do mnie podszedł dopóki się nie odezwał.

(Niech ktoś dokończy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz