wtorek, 28 lipca 2015

Od Drakkainena

 Kiedy się obudziłem słońce właśnie wschodziło. Postanowiłem udać się na poranny spacer i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Kiedy tak się przechadzałem, zacząłem rozmyślać. Jak ja długo nie widziałem Schrei... 
Schrei to moja najlepsza przyjaciółka. Pochodzi jednak z wrogiej watahy. Mimo to nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. Nikomu. 
Nie zauważyłem jak daleko zaszłem. Byłem już w lesie.
Tuż przy granicy z watahą Schrei...
Zawyłem przeciągle, jakbym mówił jakiś kod. Wtedy ją zobaczyłem. Wyszła zza drzew, na jej pysku widniała maska, na głowę nałożony miała kaptur. 
-Przy mnie nie musisz się ukrywać, Schrei.
-Nie jestem na swoim terenie przyjacielu. Muszę zachować środki ostrożności - powiedziała swoim delikatnym głosem. 
-Chciałbym pobiegać z tobą po łące jak za dawnych czasów. Kiedy byliśmy mali, nikt nie wiedział o naszej przyjaźni. 
Tak, kiedyś szczeniak był szczeniakiem. I nikogo nie obchodziło z jakiej był on watahy. Po prostu nie rozpoznawano czyje to szczenię. Poza tym, nie rozumiem naszej watahy. Ja mogłem swobodnie przebywać na terenie watahy Schrei, a jeśli ktoś z ich watahy przypadkiem przejdzie tędy, zostaje przeganiany lub zabity. Bez litości.
-Kaptur i maskę mogę zdjąć tylko na naszym terenie - powiedziała i uśmiechnęła się.
Spod płaszcza wystawała jej czarna sierść. Przez maskę widziałem jej czerwononiebieskie oczy. 
-Chodź ze mną, nikt cię nie skrzywdzi, przecież wiesz - powiedziała i machnęła ogonem.
Kiedy już miałem przejść przez granicę zauważył nas jakiś wilk. Spojrzałem na niego moimi wielobarwnymi tęczówkami. 

<Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz